Rocznie w Polsce wystawia się ponad ćwierć miliona recept na antykoncepcję awaryjną. Jednocześnie świadomość na temat tzw. tabletki dzień po, choć rośnie, wciąż jest niewystarczająca. Eksperci kampanii Poranek PO wskazują na szereg mitów, które wciąż pokutują wokół tego tematu i które mogą nawet zniechęcać kobiety do sięgania po antykoncepcję awaryjną, np. dotyczące mechanizmu jej działania czy skutków długoterminowych. Dlatego podkreślają także potrzebę edukowania poszczególnych grup pacjentek, ale także ich partnerów. Jedną z takich inicjatyw edukacyjnych jest kampania Poranek Po.
Od 1 maja 2024 roku funkcjonuje w Polsce program pilotażowy, który umożliwia farmaceutom wystawianie recept na antykoncepcję awaryjną. Przystąpiło do niego ponad 1,3 tys. aptek.
Dzięki pilotażowi zdrowia reprodukcyjnego, który funkcjonuje w aptekach, Polki miały szansę się dowiedzieć, że można korzystać z antykoncepcji awaryjnej i uzyskać poradę od farmaceuty. Świadomość rośnie, ale cały czas jest niewystarczająca. O ile kobiety w większości wiedzą już o możliwości zapobiegania niezaplanowanej ciąży po stosunku, to nadal są niewyedukowane na temat tego, kiedy można z niej skorzystać oraz jaki jest jej mechanizm działania. Jest wiele niezweryfikowanych mitów, które też czasami blokują kobiety przed sięgnięciem po tę formę antykoncepcji — mówi w wywiadzie dla agencji Newseria Olga Sierpniowska, współautorka wytycznych dla farmaceutów dotyczących antykoncepcji awaryjnej, edukatorka i ekspertka kampanii Poranek PO.
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w Polsce rocznie wystawia się i realizuje między 250 a 300 tys. recept na antykoncepcję awaryjną. Najwięcej zrealizowanych recept przypada na kobiety w wieku 18–25 lat oraz 25–35 lat. W grupie poniżej 18. roku życia stanowią one jedynie około 1–2 proc. wszystkich recept. Celem kampanii Poranek PO jest podnoszenie świadomości na temat dostępnej antykoncepcji awaryjnej. W jej ramach powstały między innymi poradniki, ulotki czy podcasty, adresowane do określonych grup odbiorców: nastolatków, mężczyzn, pacjentek i wszystkich, którzy chcieliby pogłębić swoją wiedzę na ten temat. Inicjatorzy kampanii chcą przełamywać tabu związane z tematem stosowania antykoncepcji awaryjnej przez kobiety i odkłamywanie mitów, jakie wokół niej narosły.
Absolutnym numerem jeden jest przekonanie, że antykoncepcja awaryjna powoduje przerwanie ciąży, że jest to środek poronny. Mechanizm działania „tabletki po” polega na tym, że hamuje lub blokuje ona owulację, czyli nie dochodzi do jajeczkowania. Mówiąc wprost: nie może dojść do zapłodnienia — wyjaśnia Olga Sierpniowska. — Powtarzanie tego mitu jest bardzo szkodliwe, dlatego że ze względów etycznych wiele osób uznaje to za barierę nie do pokonania. Drugi mit, też w moim przekonaniu blokujący kobiety przed sięgnięciem po tę metodę antykoncepcji, mówi o tym, że jest to bardzo silny środek hormonalny. Istnieje przekonanie, że „tabletka po” może negatywnie wpływać na gospodarkę hormonalną długoterminowo i obniżać płodność w przyszłości. Doustna antykoncepcja awaryjna nie ma takiego działania. Jest skuteczna tylko w tym cyklu, w którym została zastosowana, a płodność wraca bardzo szybko.
Antykoncepcja ma służyć kobiecie, dając jej możliwość uniknięcia strachu przed niechcianą, w danym momencie niepożądaną, ciążą. Kobieta ma być bezpieczna, co oznacza, że jeśli zaplanuje sobie ciążę za dwa lata, to w nią będzie mogła zajść. Ale też antykoncepcja ma mieć dobre efekty pozaantykoncepcyjne — podkreśla prof. dr hab. n. med. Violetta Skrzypulec-Plinta, specjalistka w dziedzinie ginekologia-położnictwo, seksuolożka, kierowniczka Katedry Zdrowia Kobiety Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. — Dla nas, ginekologów, antykoncepcja to jest jakby trzecia ręka: leczymy w ten sposób cysty, obfite krwawienia, bolesne miesiączki, jakieś drobne torbiele. Współczesna antykoncepcja to przede wszystkim antykoncepcja bezpieczna, taka, którą możemy stosować od pierwszej miesiączki do 50.–55. roku życia.
Inny powszechny mit to przekonanie, że antykoncepcja awaryjna jest szkodliwa dla zdrowia. Eksperci uspokajają, że po przyjęciu antykoncepcji awaryjnej, tak jak w przypadku każdego leku, działania niepożądane mogą, ale nie muszą wystąpić. Wszystkie zaobserwowane skutki uboczne są opisane w ulotce dla pacjenta, co jednak nie oznacza, że każdy z nich na pewno się pojawi.
Mamy dzisiaj tabletki, które przesuwają cykl, czyli nie działają ani embriotoksycznie, ani teratogennie. Połknięta tabletka przesuwa nam cykl i w ogóle nie dopuszcza do zapłodnienia, bo zmienia się gra hormonalna. Czyli jest bezpieczna? Jest. Przebadana? Jest — podkreśla prof. Violetta Skrzypulec-Plinta.
Na pewno trzeba edukować społeczeństwo w sposób zgodny z evidence-based medicine, czyli podawać wiarygodne fakty, podkreślać, że należy ufać ekspertom. Dobrze byłoby, żeby antykoncepcja awaryjna i w ogóle płodność, sfera seksualności przestały być tematem tabu w naszym społeczeństwie, żebyśmy zaczęli do tego podchodzić normalnie — dodaje Olga Sierpniowska.
Badanie przeprowadzone na panelu badawczym Ariadna z lutego br. wskazuje, że blisko 37 proc. Polaków uznaje temat seksu za wstydliwy, co powoduje, że rzadko rozmawiamy na ten temat, nawet o kluczowych kwestiach, takich jak koncepcja awaryjna, i nawet z partnerem/partnerką.
Jeżeli zaczniemy to traktować normalnie, to pacjenci ośmielą się zadawać pytania, a jak będą zadawać pytania i będą uzyskiwać wiarygodne, rzetelne, przekazane prostym językiem odpowiedzi, to świadomość będzie rosła. Dlatego że wyedukowany pacjent, podejmujący świadome decyzje zdrowotne, przekaże tę wiedzę swoim bliskim, znajomym, będzie być może też lepiej przygotowany, żeby rozmawiać na ten temat ze swoimi dziećmi. Krok po kroku znormalizowanie tego, jako po prostu części naszego życia, jest bardzo ważne — ocenia ekspertka kampanii edukacyjnej Poranek PO.
Jak wynika z przygotowanego przez Kantar w ubiegłym roku opracowania „Exploring Contraceptive Awareness”, 38 proc. Polek i Polaków nie ma wystarczającej wiedzy na temat antykoncepcji. To najwyższy wynik w Europie. Zaledwie co piąty respondent zna inne metody antykoncepcji niż prezerwatywy. 23 proc. Polaków wciąż postrzega